,,Poza boiskiem" - Prolog
,,Zanim wszystko się zmieniło”
Wysiadłem z drogiego samochodu i skierowałem się chodnikiem w stronę liceum Rakuzan, do którego będę uczęszczał przez najbliższe trzy lata. Gdy tylko wszedłem w nową ulicę, dotarł do mnie hałas wytwarzany przez rozmowy nastolatków z placu szkolnego. Dziś miało się odbyć jedynie przywitanie uczniów oraz rozdzielenie ich do klas, w których mają mieć spotkanie organizacyjne. Odnosiło się ono głównie do nowych uczniów, którzy dopiero co poznawali szkołę, więc choć zapamiętałem już cały układ budynku, to i ja będę musiał zostać dłużej.
Skierowałem się ku głównej bramie, za którą znajdował się bogato zdobiony budynek w starym, zachodnim stylu. Szkoła liczyła sobie sto lat, choć jako pierwowzór miała służyć za ambasadę i miejsce pobytu dla obcokrajowców. W końcu zrezygnowano jednak z tego pomysłu, zauważając, że większość zagranicznych gości i tak woli zapoznawać się z kulturą japońską, więc budynek stałby w większości pusty i niezagospodarowany. Oczywiście tak było kiedyś, gdy przekroczenie granicy sprawiało więcej zachodu. W dzisiejszych czasach ludzie stawiają bardziej na wygodę i funkcjonalność niż kulturę i tradycję, które można było znaleźć w co drugim muzeum lub tematycznej restauracji.
Przyspieszyłem kroku, widząc, że brama zaczęła się przesuwać ku zamknięciu. Pomimo że zostało jeszcze parę minut do godziny, aż powinni zamykać przejście. Ostatnie metry właściwie przebiegłem i w ostatniej chwili przeszedłem przez pozostałą jeszcze w tamtej chwili szczelinę. Odetchnąłem i nagle też usłyszałem za sobą głos z dziwnym akcentem:
- Nie, nie, nie… To jakaś pomyłka! Jeszcze powinno być otwarte cztery minuty! Wpuście mnie, ej!
Faktycznie, gdy szedłem, słyszałem za sobą kroki, kogoś biegnącego za mną. Odwróciłem się lekko i zobaczyłem, że była to dziewczyna, która widocznie zapomniała, że w tej szkole jej płeć ubiera spódniczki, a nie spodnie. Zły ubiór, jak i spóźnienie pierwszego dnia. Ta osoba, kimkolwiek jest, długo nie zawita w tej szkole. Ruszyłem przed siebie w kierunku budynku, ignorując dziewczynę. Choć faktycznie bama powinna być jeszcze otwarta przez jakiś czas, co oznaczało, że w gruncie rzeczy wina nie leży całkowicie po jej stronie. Zwolniłem kroku, aby zaraz chcieć się zatrzymać i powiadomić dziewczynę, że pójdę przekonać bramkarza, aby ją wpuścił, a więc żeby poczekała spokojnie, gdy nagle usłyszałem, jak woła:
- Hej, ty czerwony! Rudy, słyszysz mnie?
Zatrzymałem się. Czerwony?… Rudy? W tej chwili podjąłem inną decyzje i zamiast zaproponować jej pomoc, obróciłem głowę i posłałem jej pogardliwe spojrzenie, na co się zlękła. Porzucając swój poprzedni pomysł ruszyłem ponownie w kierunku szkoły.
- Ej, sorry za to! Nie odchodź! Poczekaj moment…
Słowa, które słyszałem za sobą, wraz z tym nizinnym akcentem były denerwujące. Jakim cudem osoba z takim upośledzeniem językowym dostała się do Rakuzan? Szkolnictwo państwowe schodzi na psy.
Na początku ustaliliśmy z dyrektorem, że usiądę w pierwszym rzędzie wraz z innymi uczniami, gdy zostanie wyczytane moje nazwisko, podejdę do ambony i odczytam przemówienie skierowane do uczniów z mojego rocznika. Ta uciążliwa tradycja jest powierzana zawsze uczniowi, który najlepiej napisał egzaminy wstępne do danej szkoły. Uzyskałem sto na sto punktów z każdego testu, dlatego też to mi przypadł zbędny zaszczyt wygłoszenia owej mowy. Mimo wcześniejszych decyzji, gdy spotkałem wicedyrektora, aby potwierdzić wszystkie szczegóły, poinformował mnie o zmianie planów, dotyczących wystąpienia.
Stałem teraz za kulisami sceny, na której miało odbyć się przywitanie i słuchałem wskazówek:
- Po sztandarze, ukłonach i hymnie przemówi dyrektor, po czym zostaną wywołani pierwszoklasiści z najwyższymi wynikami. Uzgodniliśmy, że jeśli będziecie stali za kurtyną, nie stworzy się sztuczny tłok na scenie podczas wchodzenia i schodzenia z piedestałów. Poza tym... - mówił, cały czas patrząc w notatki i kręcąc w powietrzu ręką.
Naprawdę nie musiał mi dyktować całego planu apelu, co nie zmienia faktu, że zaciekawiła mnie w tym jedna rzecz.
- Powiedział pan ,,pierwszoklasiści”, czy oznacza to, że ktoś jeszcze będzie przemawiał i pominiemy w tym roku tradycję ucznia z najlepszym wynikiem? - spytałem, łapiąc wicedyrektora za słówko. Mężczyzna odchrząknął i wytłumaczył, że to nie on się pomylił, ale w ostatnich daniach zaszły zmiany.
- Przez pewne zdarzenie życiowe jedna z uczennic nie mogła przyjść na egzaminy wstępne w podanym terminie, a jako że zależało jej na miejscu w naszym liceum i miała wyjątkowo wysokie oceny, dyrektor jej gimnazjum sam zadzwonił do nas i poprosił o drugi termin dla niej. Dlatego też nie została uwzględniona w liście z wynikami z egzaminu wstępnego, co nie zmienia faktu, że uzyskała maksymalną ilość punktów. Dlatego też zostaniecie odczytani po kolei. Panie oczywiście maja pierwszeństwo, więc to od niej zaczniemy. Następnie… - Powstrzymałem się od westchnięcia, gdy wicedyrektor znów wpadł w swój tryb ciągłego nadawania o niczym.
Zamiast go słuchać, zacząłem się ukradkiem rozglądać po kulisach w poszukiwaniu owej uczennicy. Osoba, która sytuowała się na drugim miejscu miała rozbieżność pomiędzy moimi testami a jej od dziesięciu do dwudziestu punktów, co nie było takie dziwne, uwzględniając poziom testów. Nagle też pojawił się ktoś kto dorównał mi poziomem, jeśli chodzi o wymaganą tu wiedzę. Oczywiście, jak dla mnie egzaminy mogły być o wiele trudniejsze, bo tamte uważałem za dziecinnie proste, a więc pytanie brzmi, czy ta osoba zdobyła maksymalna ilość punktów przez fart, czy i ona będzie potrafiła coś więcej.
- O! Fujisaki, mogłabyś pozwolić - odezwał się nagle głośniej, przez co przerwałem swoje rozmyślenia. - To jest ta uczennica, o której ci mówiłem, Akashi.
Nie zdążyłem się obrócić, kiedy obok mnie pojawiła się ciemnowłosa dziewczyna, przez którą mało nie odjęło mi mowy, bynajmniej nie z zachwytu.
- Dzień dobry, panie Fujishima. Widzę, że tym razem pan niczego nie zapomniał. - Wraz z słowami dziewczyny wicedyrektor zaśmiał się z jakiegoś ich wspólnego żartu.
Stał się nagle potulny, jak baranek. Nagle też odchrząknął, jakby przypomniał sobie, że nadal tu stoję, co mnie strasznie zirytowało, choć nie dałem tego po sobie poznać. Jest z niego bardzo irytujący człowiek. Zaraz też odezwał się nadal miłym, ale nie już tak rozluźnionym tonem:
- Akashi, proszę poznaj Fujisaki Haruka. Fujisaki, proszę poznaj Akashi Seijūrō.
Przede mną stałą właśnie dziewczyna, która znajdowała się po drugiej stronie bramy. Czyli znalazła sposób, jak wejść do środka. I gdzie podział się ten slumsowy akcent i niedbałość językowa sprzed bramy?
- Miło mi cię oficjalnie poznać, Aka… Akashi? Tak? Przepraszam mam słabą głowę do nazwisk - odpowiedziała z uśmiechem, na co miałem ochotę tylko się skrzywić.
Brązowowłosa dziewczyna z zielonobrązowymi oczami wpatrywała się we mnie z absurdalnym uśmiechem. Haruka była mojego wzrostu i miała oliwkową cerę. W dodatku, gdy się nie odzywała, sprawiała wrażenie ładnej dziewczyny, która nie będzie sprawiać człowiekowi zbędnych kłopotów... Ale to tylko, gdy się nie odzywała.
- Nawzajem, Fujisaki - odpowiedziałem z wyćwiczonym uśmiechem
Byle kto nie mógł mnie wyprowadzić z równowagi. Szczególnie wtedy, gdy muszę zachować spokój. Wicedyrektor wymienił jeszcze kilka luźnych uprzejmości z Fujisaki, następnie pożegnał się ze mną sztywno i odszedł, zostawiając nas, abyśmy czekali na rozpoczęcie apelu i wywołanie nas na scenę. Albo ta dziewczyna zna jakiś dobry trik manipulacyjny ludźmi, albo jej głupota jest tak wielka, aż rozluźnia osobę naprzeciwko. Spojrzałem na nią z ukosa i westchnąłem, zamykając oczy. Raczej to drugie.
Takie osoby jak ona nie potrafią siedzieć cicho, dlatego też niedługo po tym, jak usłyszałem chichot, nie zdziwiłem się, gdy nastąpiły po nim słowa:
- Czyżbym cię zirytowała, Czerwony?
Spojrzałem na nią bez wyrazu i utrzymując uśmiech, pokręciłem głową, że to nie tak.
- Oczywiście, że nie. Gdybym się zdenerwował oznaczałoby to, że zwracam na ciebie jakąkolwiek uwagę - odpowiedziałem prosto, na co dostałem wybuch śmiechu. Czuję się jakbym rozmawiał z Ryōta, choć w przeciwieństwie do niego ona nie wie, kiedy należy się uciszyć.
- Powiedziałeś to poważnie, prawda? - spytała retorycznie, po czym ciągnęła: - Wiesz, to widać już na pierwszy rzut oka, ale... Żyjemy całkiem inaczej, co nie?
Mój uśmiech stał się trochę bardziej naturalny.
- Tak. Nie ma nawet, co porównywać. Mamy całkiem inny styl.
Zaraz też Fujisaki została wywołana. Zwlekała trochę na początku, ale zaraz ruszyła. Posłała ukłon nauczycielom, a następnie zajęła miejsce na ambonie. Minęła krótka, niezauważalna chwila, podczas której dziewczyna się lekko spięła, ale zaraz zaczęła mówić tak, jakby nie dotyczył jej żaden stres, mimo że tak nie było:
- Wiele ludzi mówi nam, że to, co mamy, nam wystarczy, że nie musimy stawiać sobie dużych, nieosiągalnych dla zwykłego człowieka celów. Powtarzali mi to bardzo często, przez co miałam nieraz ochotę się poddać.Wiedziałam, że nie chcieli mnie zniechęcać, tylko przygotować na możliwe rozczarowanie z powodu nieosiągnięcia tego, co zamierzałam. Mimo to, do mnie tonie docierało. Wciąż miałam przeczucie, że jeśli kiedyś pomyślę, co by było gdyby? Co by było, gdybym spróbowała, co by było, gdybym dała z siebie wszystko. Te uczucie byłoby nie do zniesienia. Dlatego, że nie znałabym odpowiedzi i nie byłoby dane mi jej poznać. Dlatego też nie mogę sobie na nie pozwolić. Jeśli przegram, to trudno. Przynajmniej będę wiedzieć, że to był mój limit. Nie muszę się z nim zgodzić. To tylko moja i wasza wola. W końcu cel nie uświęca środków. Osiągnięcie pełni swoich możliwości jest nie lada wyczynem, ale czy czasem nie warto przekroczyć swoich granic?
Dalsza część byłą bardziej tradycyjna i formalna, mówiła o takich zwyczajnych rzeczach jak solidna nauka i respekt dla starszych. Mimo to tamte słowa najbardziej utknęły mi w pamięci. Wpierw nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale po latach stały się one echem, odbijającym się w każdym z moich koszmarów. Słowa, które po tym czasie brzmią szyderczo w mojej głowie: ,,Gdybym tylko mógł przewidzieć…” Bo gdybym tylko mógł przewidzieć wydarzenia, które miały nastąpić i które będą mnie gnębić do końca życia, nigdy tego dnia bym się nie odwrócił.