,,Poza boiskiem" Rozdział 1
,,Wyzwanie dla tego, którego nie da się pokonać”
Dziś zaczynają się moje pierwsze zajęcia w liceum Rakuzan. Wczorajsze otwarcie odbyło się w starym, wielkim budynku, który przystosowany w tej chwili był właściwie dla biurokracji szkolnej, różnych wystąpień, apeli, prezentacji czy różnych aspiracji dla uczniów interesujących się sztuką. W końcu stare budownictwo w zachodnim stylu to coś, co rzadko widuje się w Japonii. Mimo to szkoła ta była jednym, ogromnym, nowoczesnych kompleksem, w którym właśnie się zgubiłam.
- Rany! Jestem w sektorze B, bloku jedenastym, w budynku pierwszym i szukam przeklętej sali siódmej - żaliłam się cicho kartce, którą trzymałam przy twarzy z załamania. Za pięć minut zaczynają się lekcje, a ja nadal nie mogłam znaleźć odpowiedniej klasy.
Wczoraj po skończeniu apelu udaliśmy się do sal konferencyjnych. W skrócie mówiąc, moja szkoła jest duża, ma wielu uczniów, a w jednej klasie znajduję się aż osiemdziesiąt osób. Jako że nauka w takim tłoku byłaby koszmarna, klasy są podzielone na cztery grupy dwudziestoosobowe. Jak wybór do klas rozstrzygany przez ilość punktów na egzaminach wstępnych i końcowych z gimnazjum, tak podział grupowy zależy tylko od losu. W teorii powinien on wyrównywać poziom między najlepszymi a słabszymi, ale w praktyce każdy i tak daje tu z siebie wszystko. Dlatego ja się tu chyba nie nadaję… Co mnie podkusiło, aby zdawać tu do szkoły. Nagle mój powód stanął mi przed oczami, na co pokręciłam tylko głową. Rany, będzie ciężko.
Obróciłam się i zarejestrowałam znajomą twarz. Dziewczyna się dość wyróżniała z tego powodu, że jej włosy posiadały blond siwy odcień. Prawdopodobnie szara farba okazała się felerna, dlatego też kolor w połowie się zmył. Niestety nie znałam jej imienia, przez co nie wiedziałam, jak ją zawołać. Nie chciałam popełnić znów błędu, tak jak wczoraj przed bramą z Czerwonym. Po tym, jak zeszłam ze sceny, minęłam go jeszcze parę razy, chociażby w drodze do klasy, lecz na pierwszy rzut oka było widać, że nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Albo z nikim takim jak ja? Pokręciłam lekko głową na to i podeszłam do dziewczyny, która rozglądała się po korytarzu.
- Hej - zaczęłam, stając przed dziewczyną i unosząc rękę w powitalnym geście. - Ey… Nazywam się Fujisaki Haruka. Wczoraj zauważyłam cię w klasie… I ten… Ty też jesteś w grupie czwartej prawda? - spytałam, plącząc się. To, że mamy początek roku i nikt się tu nie zna, wcale nie oznacza, że staniesz się z własnej zachcianki elokwentny przy poznawaniu nowych ludzi.
Zamrugała szybko po czym wyciągnęła dłoń przed siebie i odpowiedziała:
- Sakura Myu, miło mi poznać. Ta… Też podobno trafiłam do tej grupy… Ale to i tak dziwne. Nie uczę się jakoś świetnie i egzaminy przeszłam trochę na farcie. Jeszcze twoje… Twoje wczorajsze przemówienie mnie dobiło. Ludzie tacy, jak ty naprawdę bardzo chcą się tu dostać, prawda?
Uścisnęłam dłoń dziewczynie i potrząsnęłam nią zbyt mocno. Następnie jej słowa nieco mnie zdziwiły, przez co potrząsnęłam głową i odparłam od razu:
- Nie, nie nie! Skoro tu jesteś to oznacza, że musiałaś się chociaż trochę postarać. Rakuzan co prawda daje pierwszeństwo uczniom, którzy zapłacą czesne, ale ma swoje zasady. Nie przyjęłoby byle kogo, ponieważ spadłaby im reputacja. Tak poza tym, skoro już rozmawiamy wiesz, gdzie jest klasa siódma?
Jej oczy się zaświeciły i pokiwała głową. Już obracała się, aby pokazać mi drogę, gdy nagle pisnęła i odbiegła ode mnie w kierunku… Jakiejś dziewczyny? Na początku myślałam, że zostałam olana, ale zaraz Sakura wróciła, ciągnąc za przedramię wysoką dziewczynę.
- To jest Fujisaki Haruka, o której ci wspominałam, Azusa. Haruka, to jest Mitsusuki Azusa - przedstawiła nas sobie. Uścisnęłyśmy sobie ręce, gdy zaraz po tym Sakura odezwała się ponownie: - Specjalnie chciałam się dostać do Rakuzan, bo i Azusa tu szła. Niestety coś poszło nie tak i przez przypadek napisałam egzaminy lepiej od niej, przez co wylądowała w klasie B.
Azusa miała czarne, długie włosy związane w koński ogon. Oprócz jej wzrostu można było na pierwszy rzut oka zobaczyć, że ma bardzo długie ręce i nogi. I musi mieć niezła kondycję, sądząc po tym, jak wygląda… W dodatku jest taka ładna! Aż jestem zazdrosna!
Widząc, jak naturalnie Sakura Myu czuła się przy ciemnookiej dziewczynie, zaczęłam jej trochę zazdrościć. Sama w Kioto nie byłam już od lat i nie posiadałam tutaj żadnych znajomych, nawet poza szkołą. Zaraz też uśmiechnęłam się i powiedziałam praktycznie to, co myślę:
- To musi być przyjemne znać kogoś w tej szkole. Przynajmniej jedną osobę… - Nagle też zadzwonił dzwonek, proszący na lekcje, a ja nadal nie byłam w klasie.
Przeraziłam się i zamachnęłam przez przypadek ręką w stronę, w którą powinno dojść się do sali siódmej. Mało też nie uderzyłam chłopaka, który zmierzał też na ostatnią chwilę do klasy dwunastej, która znajdowała się za mną. Obróciłam się i szybko ukłoniłam, aby przeprosić chłopaka. Złym pomysłem było jednak wyprostowanie się z powrotem, gdyż Akashi, który okazał się niedoszłą ofiarą mojego zamachu, posłał mi pogardliwe spojrzenie.
- Przepraszam? - spytałam. Ale w sumie czemu pytam? Czerwony tylko w odpowiedzi prychnął i mnie zignorował. Następnie wszedł do klasy dwunastej, jak gdyby nigdy nic. Jakby się zastanowić, trafił go grupy pierwszej, która ma tu chyba właśnie lekcje.
Nie miałam dużo czasu, aby to roztrząsać, gdyż ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął.
- Rusz się, Haruka, bo się spóźnimy! - Usłyszałam przy okazji głos Sakury. Zaraz też pobiegłam z nią do sali, mając nadzieję, że nauczyciel jeszcze nie przyszedł.
Pierwsza rzecz, która nas spotkała po srogim spojrzeniu nauczyciela, gdy wpadłyśmy do klasy, to losowanie miejsc. Usiadłyśmy obie w pierwszym rzędzie od okna, ja w ławce drugiej, a ona w czwartej, ostatniej. Między nami siedziała niska dziewczyna z brązowymi kitkami. Jej włosy wyróżniały się nawet nie tym, że miała związane je kokardami w liceum, a tym, że były strasznie puszyste i falowane. Nazywała się Nakamura Kimiko i bardzo szybko przekonałam się o tym, jak bardzo ma ognisty temperament.
- …I wtedy powiedziałam mu, że jak jeszcze raz będzie chciał się pośmiać z niskich, to niech stanie w bezpiecznej odległości kilkunastu metrów, bo jeszcze może się okazać, że taki “kurdupel” zna aikido. - Skończyła swoją opowieść, którą zaczęła na długiej przerwie nowo poznana dziewczyna.
- Straszne - skomentowała zszokowana Myu, która pożyczyła krzesło z ławki obok i usiadła na nim na opak.
- Co nie? Jak można tak dyskryminować kogoś tylko dlatego, że jest inny! - poparła swoim oburzeniem Kimiko.
Moja mina zbytnio nie różniła się od tej Sakury. Obie byłyśmy skonfundowane, używając ładnego określenia. Ocknęłam się pierwsza i próbując użyć ładnych słów, chciałam uświadomić dziewczynę, że Myu wcale nie chodziło o poniżanie niskich przez tamtego chłopaka.
- Chcesz mi wmówić, że głupio zrobiłam? A co? Miałam stać obok i patrzeć, jak ten koleś wyśmiewa tamtego niskiego chłopaka? Też nie jestem za wysoka, więc to tak, jakby obrażał i mnie! Nie lekceważ stu pięćdziesięciu sześciu centymetrów! A ty niby co byś zrobiła, gdyby ktoś patrzył na ciebie z taką pogardą?
Prawdopodobnie stała sparaliżowana, szukając instynktownie najbliższej drogi ucieczki. W ostatnich dniach miałam dwukrotną możliwość potwierdzenia tej teorii.
- Dobra dziewczyny, zmieniając temat! Dołączacie do jakiś klubów pozalekcyjnych? - spytała Sakura, próbując rozluźnić atmosferę.
Oczy się zaświeciły, ale zaraz entuzjazm przygasł.
- Jakoś nie mogę nic wybrać. W sportach jestem kiepska, nie czytam książek… - zaczęła przytłumionym głosem.
- Myślałam nad siatkówką. Grałam w klubie w gimnazjum, ale to bardziej ze względu, aby zająć czymś sobie czas - odpowiedziałam. Lubiłam siatkówkę, ale nic więcej. - A ty? Wybrałaś już coś?
- Jeszcze się pytasz? Jasne, że tak! W końcu Rakuzan nie słynie z tego, że jest jakąś tam renomowaną szkołą. Ko-szy-ków-ka, mówi wam to coś? Mają najlepsze drużyny w kraju. A podobno w tym roku dołączył ktoś z Pokolenia Cudów! - mówiła z błyszczącymi z podekscytowania oczami.
Spojrzałyśmy na nią tępo, aż w końcu Kimiko odważyła się spytać:
- Za to co goście? Co za pokolenie?
Myu spojrzała na nas jak na osoby, które potrzebują egzorcyzmów.
- Cudowna Generacja! Heloł! Gimnazjalna drużyna, gdzie jeden rocznik zdobył mistrzostwa trzy lata z rzędu! Nikt nie mógł się z nim równać i podobno każdy z nich poszedł do innego liceum! Podobno każdy z nich swoim talentem i umiejętnościami przerasta wielu zwyczajnych zawodowych graczy. I właśnie jeden z nich dołączył do Rakuzan! - wyjaśniała nam jak niedorozwiniętym umysłowo.
Widząc nasze miny, sięgnęła do swojej torby, z której wyjęła miesięcznik koszykarski, i znalazła część poświęcona młodzieży. Następnie przekartkowała nam parę zdjęć z zawodnikami tego zespołu, zachwycając się każdym kolejno i wspominając coś o jakimś szóstym zawodniku widmo. Mimo to rozpoznałam tylko jedną osobę, którą okazał się kapitan Pokolenia Cudów, Czerwony. Powstrzymałam śmiech na widok jego w gazecie i stroju szkoły Teiko. Chyba też urosło mu się od tamtego czasu. A szkoda, bo na zdjęciach przynajmniej wygląda na miłego.
- Hmm, zaraz tak mówisz, mówisz o nich… Czy ten Kise Ryota to ten sam Kise, który pracuje w tym sławnym magazynie od… - zaczęła bez zainteresowania Kimiko, zmieniając swoje nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni.
Nagle też zamiast jednej wariatki na punkcie tych kolesi miałam aż dwie. Niektóre osoby z grupy zaczęły na nie zerkać. Spróbowałam je uspokoić, ale widocznie to nic nie dało. Westchnęłam i pod pretekstem, że muszę iść do łazienki, wymknęłam się od piszczących fanek Kise Ryoty. Myu rzuciła mi tylko, abym nie zgubiła się po drodze. Łatwo jej mówić.
Lekcje się skończyły, a ja trzymałam w swoich dłoniach formularz zgłoszeniowy do klubu. Tylko, co by tu teraz wpisać… Włożyłam papier do torby i wyszłam z klasy, gdzie czekały na mnie Myu i Azusa.
- Rany, ale jesteś wolna - marudziła Sakura. - Nakamura zdążyła pobiec do jakiś swoich znajomych z klasy C i tyle ją widziałyśmy. - Mitsusuki pokiwała głową lekko zadowolona, jakby obecność Kimiko była dla niej zbyt przytłaczająca. - W którą stronę idziesz tak poza tym? My w lewo. Całe szczęście nie mieszkamy blisko centrum. Cały ten tłok tam to koszmar.
- To tak, jak ja - odpowiedziałam, na co Sakura zaproponowała, abyśmy wracały razem, ponieważ okazało się, że mieszka ode mnie tylko trzy ulice dalej, a Mitsusuki jest jej sąsiadką. Chciała tylko, abyśmy poszły przy okazji do mniejszych hal Rakuzan, aby ona i Azusa mogły oddać zgłoszenia do klubu koszykówki.
Szkoła okazała się na tyle duża, że nawet ten skok ,,tylko do hali” kosztował nas niemały spacer. Mimo wszystko nie wiedziałyśmy, jak to potem opisać słowami.
- Dobra, jeśli to jest mała sala, to nawet nie chcę myśleć, jak nazwaliby tę w mojej poprzedniej szkole. To jest ogromne! - podsumowała Myu, na co ja i czarnowłosa pokiwałyśmy głową. Trafiłyśmy akurat na trening i minęło trochę czasu, aż ktoś nas zauważył.
- Hej, wy tam! Wasza trójka chce dołączyć do zespołu? - spytała nas wysoka brązowowłosa dziewczyna z kocimi oczami.
Ja szybko pokręciłam głową i machając rękoma, odparłam:
- One tak, ja nie! Ja… Ja się jeszcze zastanawiam, co wybrać… - Zaśmiałam się. Chyba powinnam znaleźć iny sposób niż reagowanie śmiechem.
Dziewczyny wyciągnęły przed siebie podania i ukłoniły się.
- Sakura Myu, pierwsza klasa A, niski skrzydłowy. A to Mitsusuki Azusa, pierwsza klasa B, środkowy - powiedziała ta pierwsza, wskazując kolejno na siebie i jej przyjaciółkę.
Kocia spojrzała, czy formularze są dobrze wypełnione, i uśmiechnęła się.
- A więc witamy w drużynie. Nazywam się Ichigaya Naru, klasa druga C i rzucający obrońca. W dodatku jestem vice kapitanem drużyny, jak i wyjściowym, czego dowiedziałybyście się, gdybyście się nie spóźniły. Od razu mówię, że nie tolerujemy tu takich, co olewają sobie te zajęcia - próbowała mówić srogim głosem, ale jej nie wychodziło przez ciągły uśmiech. Cała przemowa przez to wyszła aż nadto przyjacielsko.
Zaraz też usłyszeliśmy całkowite przeciwieństwo miłego głosu Naru, który krzyknął na nią z tyłu i zaraz przywędrował do nas. Była to także wysoka dziewczyna, o czarnych włosach i ciemnych oczach z oliwkową karnacją. Poza tym, gdy stanęła obok kociookiej, nie licząc tego, że była parę centymetrów wyższa, nie różniła się praktycznie niczym.
- Naru, do cholery! Co ma oznaczać to obijanie? - spytała głośno, gdy podeszła. Wbrew wszystkiemu dziewczyna nie zmieszała się, a nawet lekko uśmiechnęła.
- Jak widzicie, to nasza pani kapitan, stojąca na straży porządku oraz tego, abyście się nie leniły. Biada temu, kto by to zrobił - odpowiedziała, po czym obróciła głowę w kierunku czarnowłosej. - Wybacz, siostra, ale dziewczyny nie znały godziny naszych zbiórek, przez co dopiero teraz przyszły nam dać zgłoszenia do klubu. Tłumaczyłam im co i jak.
Siostra? Czarnowłosa spojrzała na nas zabójczym wzrokiem i kiwnęła głową.
- Mam nadzieję tylko, że Raji nic nie widział. Gdyby się dowiedział, że marnujemy trening na głupie rozmowy, miałby kolejny argument, aby odebrać nam salę. - Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy i pokręciła głową. Następnie jej wyraz twarzy złagodniał i przedstawiła się oficjalnie: - Ichigaya Riko, klasa trzecia D, rozgrywający. Witamy w szeregach. Liczę na to, że dołączycie dziś do treningu.
Dziewczyny były zaskoczone, a Sakura posłała mi przepraszające spojrzenie.
- Spokojnie wrócę dziś sama. Do jutra - powiedziałam im i ukłoniłam się naszym senpaikom.
Kiedy odchodziłam, a dziewczyny pobiegły do szatni się przebrać, usłyszałam jeszcze rozmowę między Naru a Riko.
- No, no… ,,Raji”, od kiedy z tym neurotycznym kapitankiem jesteście na ,,ty”? - spytała młodsza, wieszając się siostrze na ramię, na co ta zrzuciła ją i zaczęła coś mruczeć, aby młoda sobie za dużo nie wyobrażała.
Wyszłam innym przejściem niż wcześniej, ponieważ według planu rozkładu kompleksu wychodząc bocznym wyjściem, zaoszczędzę masę drogi. W dodatku przejdę pół terenu szkoły, dzięki czemu może choć trochę go poznam przed kolejnym dniem. Zobaczyłam przed sobą drugą “małą” halę i to, że trwa na niej trening męskiej drużyny koszykówki. Wiedziona ciekawością podeszłam niezauważalnie do otwartych drzwi i zaczęłam się przyglądać. Z tego, co wywnioskowałam z sytuacji i słów rzucanych przez czarnowłosego kapitana z lekkim zarostem, akurat jedna z drużyn złożona z pierwszoklasistów musiała skończyć mecz wstępny. Następnie kapitan zliczając coś na kartce, oznajmił:
- Dobrze… Wygląda na to, że tylko drużyna trzecia nie przegrała żadnego meczu.
Paru chłopaków podniosło wiwat, a jeden z nich poklepał po plecach czerwonowłosego chłopaka i powiedział głośno:
- Jednak posiadanie w drużynie kogoś z Pokolenia Cudów całkowicie zmienia grę.
Czerwony! W sumie po tym, co usłyszałam dziś od Sakury, nie powinno mnie dziwić, że wybrał właśnie ten klub.
- Cudowna Generacja swoją drogą, ale nie wyobrażaj sobie, że tylko z tego powodu będziesz inaczej traktowany. Tak samo nie wyobrażajcie sobie, że posiadanie jednego kolesia w drużynie może jakoś diametralnie ją zmienić. Ten sport nie jest nazywany zespołowym, bo ktoś stwierdził, że tak fajniej brzmi - powiedział kapitan.
- Zrobiłem coś, co pokazało, że się obijam lub nie traktuję tego poważnie? - spytał Czerwony poważnym tonem, co wprawiło wszystkich wokół w konsternację.
To wygada tak, jakby dziki kot czaił się na swoją ofiarę i zastanawiał się jedynie, kiedy uderzyć… Wzdrygnęłam się na samo to porównanie.
- Nie, ale… - zaczął senpai, którego widocznie zaczynała łapać lekka irytacja.
Tak nie powinno się zwracać do swojego senpaia… A przynajmniej w pierwszy dzień ich znajomości, na treningu przy wszystkich.
- Nie sądzę też, abym miał słuchać rad kogoś słabszego ode mnie - przerwał podniosłym głosem kapitanowi Akashi, na co w sali zapadła wręcz chorobliwa cisza.
Ten spojrzał się na niego tak, jakby miał go zamordować samym spojrzeniem, ale chłopaka raczej to obeszło. Czarnowłosy zaczął powoli, niebezpiecznie zbliżać się do Czerwonego. On go zabije…
- Coś ty powiedział, gówniarzu? - warknął cicho, lecz w ciszy, która opętała halę, było to nad wyraz słyszalne.
- Myślę, że słyszałeś - odpowiedział, a gdy ten był już blisko, poniósł w wyprostowanej ręce przed siebie piłkę do kosza. - A może byśmy to sprawdzili? Tutaj, teraz. - Kapitan przystanął i spojrzał na jego rękę jak na jadowitego węża. Kiedy zaczynał już kiwać głową, zdawało mi się, że na ustach Akashiego przemknął cień uśmiechu. Nagle też przyciągnął do siebie piłkę i oznajmił wszystkowiedzącym tonem: - Ale oczywiście nie za darmo. Nie mam zamiaru wysilać się tylko dla obrony głupich tytułów nadanych przez media. Zagrajmy… O stanowisko kapitana tej drużyny. Jeśli wygrasz, będę słuchał cię potulnie do końca tego roku, jak i twojego następcy, ale jeżeli przegrasz, to stanowisko jest moje. Przyjmujesz challange?
Czarny zachowywał się nadal normalnie, ale w jego oczach było widać jedynie niepohamowaną wściekłość.
- Raji, nie sądzę, aby był to dobry pomysł… - zaczął chłopak z dłuższymi czarnymi włosami.
- Nie wtrącaj się, Reo - warknął kapitan po czym dodał, kierując lodowate słowa do Akashiego, od których aż sama zatrzęsłam się z zimna pomimo dwudziestu stopni na zewnątrz: - A ciebie, szczylu, nauczę, co oznacza szacunek do starszych.
Wtedy stało się też coś dziwnego. Widziałam nie raz, jak przyjaciele grali w streetball-ową koszykówkę. Sama grałam nieraz z nimi. Ale takie coś po prostu się nie zdarzało. Raji próbował wiele razy, ale ani razu nie powstrzymał Akashiego przed zdobyciem punktu. Aż w końcu, gdy ten był już u załamania psychicznego, młodszy przestał robić zmyłki. Nagle wykonał jakąś szybką kombinacje, przerzucając piłkę z jednej ręki do drugiej pod nogą, na co kapitan wywrócił się do tyłu, a ten drugi wyskoczył wysoko i zrobił wsad.
- Pozwól, kapitanie, że nauczę cię znaczenia prawdziwej siły.
Raji jeszcze przez chwilę wpatrywał się tępo w ścianę i nawet nie podnosił się z kolan. To się chyba tak nie skończy, mam rację?
- Wygrałeś. - Słowo to padło z ust kapitana niespodziewanie. - Na dziś koniec treningu. Od jutra następuje zmiana kadr. - Nikt nie ruszył się z miejsca nawet o milimetr. Po jakimś czasie w końcu nastąpiło poruszenie, a parę osób zaczęło wyrażać jedynie cichy protest. Raji znów się odezwał, a z swymi słowami podniósł wzrok z spojrzeniem, które nie należało do kogoś załamanego. - Przegrałem z tobą tylko dlatego, że zagrałem w twoją grę... Postawiłem na siłę, której nie miałem, zamiast trzymać się swoich ideałów. Teraz faktycznie poradzisz sobie z drużyną lepiej niż ja, ale co się stanie, gdy zabraknie ci tego, co masz teraz? Pójdą za tobą, ale nikt na ciebie nie poczeka.
- Jeśli musieliby na mnie czekać, oznaczałoby to, że jestem ciężarem, który należy natychmiast usunąć. Oczywiście jestem absolutnie pewien, że to się nigdy nie wydarzy.
Czarnowłosy wstał i wyprostowany zmierzał ku wyjściu z sali. Szybko odskoczyłam od przejścia i przeskoczyłam przez ramę schodków, które prowadził na galę. Ukucnęłam pomiędzy krzewami, a schodami tak, aby nikt wychodzący stamtąd mnie nie zauważył. Zaraz po nim wszyscy zaczęli opuszczać salę, komentując cicho to, co się właśnie stało. Gdy chyba wszyscy wyszli z sali odczekałam minutę, aby mieć pewność, że nikt nie został w środku. Następnie wyszłam z ukrycia i podciągnęłam się na ramię schodów, aby znów wrócić na podest i nie przechodzić przez żywopłot. Kiedy tylko utrzymałam się na wyprostowanych ramionach, chciałam przeskoczyć przez ramę. Niestety prędzej spojrzałam przed siebie i mój wzrok skrzyżował się z spojrzeniem czerwonych oczu chłopaka, który stał, opierając się o framugę na przeciwko. Przestraszałam się przez to jego pojawienie się znikąd i zgięłam przez przypadek łokcie. Zaraz też spadłam i uderzyłam mocno o twardą ziemię. Będę miała niesamowite siniaki! Co za drań! Specjalnie stanął po drugiej stronie, abym go wcześniej nie zauważyła. Spojrzałam w górę i zobaczyłam twarz Akashiego, z której zniknął chłodny wyraz twarzy obecny na boisku.
- Nawet nie chce mi się cię pytać, co ty wyprawiasz. Podglądanie chłopaków na treningu… Ile ty masz lat? - powiedział, patrząc na mnie jak na obiekt w zoo.
Przełamałam ból upadku i upokorzenia spowodowanym tym, że mnie widział, i wstałam, prostując się oraz patrząc mu prosto w oczy, odpowiedziałam:
- To nie pytaj, choć ja mam to samo pytanie do ciebie. Co to miało być przed chwilą? Jak mogłeś tak potraktować kogoś starszego od ciebie? Kogokolwiek! Kapitanem zostaje ten, kto najbardziej sobie na to zasłużył. Musiał dużo pracować pewnie przez ostatnie trzy lata, a ty… Zaufanie i szacunek ludzi zbiera się z czasem!
- A teraz powiedz, jak mam potraktować szczekanie małego psa, który właśnie sam zbił sobie tyłek bez niczyjej pomocy - odparł, całkowicie mnie olewając.
- Nie wolno tak… - zaczęłam głośniej, ale nie dał mi skończyć.
Machnął ręką i rzucił tylko:
- To zwycięzcy mają głos. Przegrani muszą pogodzić się z porażką. Dopóki będę wygrywał, nikt nie podważy moich decyzji.
- Chodzenie po trupach do celu wcale go nie uświęca! - krzyknęłam wściekła. Zakryłam szybko usta, bojąc się, że ktoś usłyszał, ale zmieniłam zdanie. A niech słyszą! Mam to gdzieś! Podciągnęłam się, na co Akashi oddalił się od ramy, aby mogła to jednym płynnym skokiem przeskoczyć. Następnie wycelowałam w niego palcem, mało go nie szturchając: - Jak możesz być tak okropnym człowiekiem… Kiedy w końcu przegrasz, może wtedy ci się odmieni tak głupia...
- Nie sądzę. Po pierwsze i najważniejsze, ja nie przegram. To, co tu mówisz, jest śmieszne i mnie nudzi, więc jeśli zamierzasz tylko marnować mój czas, idź już i przyswój sobie te słowa: przegrana to coś, co nigdy nie wydarzy się w moim życiu, dlatego zachowaj te swoje banialuki dla tych, którzy ich potrzebują - odpowiedział spokojny. Nawet nie wiedziałam, co sobie o mnie myśli w tej chwili, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Takie łamanie ludzi… Traktowanie ich jak zwierzęta. Przypominało mi tylko jedną i jedyną osobę na świecie, którą kiedykolwiek darzyłam prawdziwą nienawiścią. W tej samej chwili ten chłopak wydał mi się taki sam, jak on.
Dlatego też te słowa same wylały mi się z ust po czym nie mogłam już ic
cofnąć:
- Przegrasz… W końcu przegrasz… A jeśli nie będzie nikogo, kto chciałby spróbować… To ja to zrobię! Pokonam cię! Nieważne w jakiej dziedzinie, ale to zrobię!
Trening był bardzo ciężki. Tym bardziej, że nie byłyśmy z Azusą praktycznie przygotowane na niego. Całę szczęście zbliżał się już do końca. Pierwszaki miały już teraz tylko za zadanie posprzątać halę. Kapitanka, vice i jeszcze jakaś blond dziewczyna z wyjściowego składu stały i rozmawiały o jutrzejszym porannym treningu, przy okazji sprawdzając, czy nowi dobrze porządkują sprzęt.
- Sakura! Piłki pozostały jeszcze za koszem! Nie zapomnij o nich! - krzyknęła jedna z nowych dziewczyn w drużynie.
- Jasne! Już idę! - odkrzyknęłam i pobiegłam w wcześniej wskazane miejsce.
Rany, tylko szalony mógłby chcieć tu dołączyć. Co mnie podkusiło, aby to zrobić? To jakaś męka piekielna. Nadal rozmyślając, czy rezygnacja wchodziła jeszcze w grę, gdy nagle wypuściłam wszystkie piłki z zaskoczenia, kiedy do hali wparowała Fujisaki Haruka, z wielkim rozmachem otwierając drzwi.
- Przyjmijcie mnie do zespołu! Proszę! - powiedziała i ukłoniła się senpaiom, które patrzyły na nią jak na wariatkę.
- Ale… Przecież jeszcze jakiś czas temu nawet nie rozważałaś dołączenia tutaj - odpowiedziała vice kapitan.
Na początku myślałam, że jest zmęczona jakimś biegiem, ale ta spojrzała na nią oczami, które widziałam tylko u największych fanatyków, i zdałam sobie sprawę, że nie ma tu żadnych żartów.
- Wiem, ale… Jeszcze bardziej nie chcę przegrać. Dlatego, jeżeli mi pozwolicie, zagrajmy razem w kosza i stańmy się najlepsze w Japonii.
Dziewczyny patrzyły na nią zszokowane, aż w końcu pierwsza wybuchła śmiechem blondynka.
- No, no, chyba nie pozwolimy zmarnować się takiemu zapałowi, co, Riko? - spytała, na co nasza kapitan uśmiechnęła się.
Może jednak nie warto odchodzić. Myślę, że zaczyna robić się interesująco.